~SEVEN~

    Czuła się jak najgorsza narzeczona świata. Na każdym kroku okłamywała Rona, nie wspominając ani słowem o swojej prawdziwej roli w dochodzeniu w sprawie zabójstwa Notta. Rudowłosy był święcie przekonany, że Hermiona jest jedną z wielu pracownic Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów kręcących się wokół morderstwa, ale nie odgrywających w nim większej roli. Tymczasem panna Granger wykorzystała okazję i czym prędzej wślizgnęła się na stanowisko współprowadzącej tę sprawę. Problem w tym, że oprócz oszukiwania Weasley'a, kręciła także przed swoimi przełożonymi. Otóż nie wszyscy ucieszyliby się gdyby dowiedzieli się o aktach trzymanych w jej torbie. Aktach, które powinny teraz leżeć w archiwum i zarastać coraz to grubszą warstwą kurzu. Najwyraźniej jednak morderstwo Lucjusza Malfoy'a nie miało tak szybko odejść w zapomnienie.
    Skończyła właśnie pracę, ale nieśpieszno jej było do domu. Mimo tego, że po pierwszych kilkunastu dniach gdy faktycznie narzeczony czekał na nią z kolacją (raz nawet przy świecach!) i wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku by naprawili swoją relację, to jednak obecnie wróci do statusu sprzed tej poważnej rozmowy. Miała wrażenie, że to z jej winy. Święta minęły w rodzinnym gronie, ale tak naprawdę więcej czasu spędzała z ukochaną szwagierką i Harry'm, niż z Ronaldem. Najgorsze w tym wszystkim, że wcale nie martwiła się specjalnie powrotem dawnego porządku w ich związku. Jakby zupełnie przestało jej zależeć.
    Teraz na świeczniku stawiała swoje obowiązki zawodowe i wręcz chorą obsesję by odkryć prawdę. Zbyt długo na to czekała by tak po prostu zostać zwykłą kurą domową. Nawet jeśli pani Weasley podczas Świąt Bożego Narodzenia co najmniej trzy razy wspomniała, że dwa lata narzeczeństwa to bardzo długi czas i wypadałoby w końcu sformalizować ich związek, poza tym ona tak bardzo marzy o wnukach... Przytakiwała tylko albo uciekała z kuchni, unikając konkretnej odpowiedzi. Raz, kiedy padła podobna insynuacja, dostrzegła minę Rona. Od tej pory nieustannie bała się, że to on poruszy z nią ten temat. Chciała mieć dzieci, ale nie teraz. To nie był odpowiedni moment, nie czuła by jej instynkt macierzyński nasilał się poza tymi nielicznymi chwilami gdy widziała słodkiego, kilkumiesięcznego berbecia na rękach szczęśliwej mamy czy też w wózeczku. Na szczęście wciąż była Susan, która skutecznie przypominała jej o tym jak bardzo uciążliwe potrafią być dzieci. Zwłaszcza siedmioletnie rozbestwione dziewczynki. Koniecznie musi mieć chłopca.
    Szybkim krokiem szła w stronę Szpitala Świętego Munga, bezskutecznie próbując omijać zaspy śnieżne zalegające niemal na całej szerokości chodnika. Święta były białe, mroźne i wyjątkowo nastrojowe. A ona spędziła je czytając o zabazgranych krwią ścinach i okaleczonych ciałach truposzy. O dziwo miała przy tym wrażenie, że spędzała czas lepiej niż w poprzednich latach, kiedy jej jedynym zajęciem było obżeranie się domowymi wypiekami. Weszła do środka, pozdrawiając skinieniem głowy panie w recepcji. Nawet tego nie zauważyły, tak przejęte były wykłócaniem się która szybciej rozłożyła swojego pasjansa. Ach, te problemy...
    Zapamiętała bez problemu jak dotrzeć na odpowiedni oddział, choć była tu dotychczas tylko raz. I właściwie wyszła zaraz po tym gdy powiedziała Draconowi o swoich przypuszczeniach. Jasnowłosy mężczyzna najwyraźniej nie był w nastroju do rozmów, co zresztą doskonale widziała po jego minie. Ulotniła się taktownie, dając mu szansę na przemyślenie paru kwestii. Co wcale nie znaczyło, że zamierzała pozwolić mu odstąpić od poszukiwań. O nie. Pomoc tego zarozumiałego bubka była niezbędna.
    - Malfoy? - zapukała do drzwi jego gabinetu i nie czekając na zaproszenie wsadziła bezceremonialnie głowę między uchylone drzwi. Był w środku, coś tam notował w aktach jednego z pacjentów. Uniósł wzrok i spojrzał na nią obojętnie. Przynajmniej nie afiszował się z nienawiścią. Mamy jakiś postęp.
    - Granger, urazy psychiczne trzy poziomy niżej. Jeżeli potrzebujesz chirurga, nie męcz mnie i zgłoś się do jakiegoś innego z tego oddziału - mruknął w odpowiedzi.
    Wywróciła teatralnie oczyma.
    - Inaczej się zachowywałeś kiedy ostatnio rozmawialiśmy - wytknęła mu bezlitośnie. Może i to ona była jedyną tutaj skłonną do bycia miłą, jednak skoro potrzebowała jego pomocy, to raczej konieczne było przyciśnięcie nieco mężczyzny.
    Przez kilka sekund Draco wyglądał jak kilkuletni chłopiec obrażony na cały świat, że zakazano mu czegoś. Zmarszczone brwi, urażone spojrzenie. Mały arystokrata, któremu zabrano ukochanego kucyka. Oczywiście śnieżnobiałego. Wyglądał nawet uroczo. Jak na Malfoy'a naturalnie.
    - Masz jakieś informacje? - spytał szybko. Zbyt szybko. No proszę, ktoś tu aż się rwał do pomocy. Tylko należało mu to uzmysłowić.
    Uśmiechnęła się promiennie, wyraźnie zadowolona z siebie.
    - Będziemy o tym rozmawiać tutaj?
    Nie spojrzał nawet na zegarek, tylko chwycił swój płaszcz i odrzucając na bok wszystkie warte uwagi sprawy. Zatrzymał się przy drzwiach, podczas gdy ona nadal się nie ruszała.
    - Rusz się, Granger.

    Nie przeszkadzało mu zimno. Dopóki irytujące płatki śniegu nie leciały mu prosto w twarz to mógł spacerować nawet przy minut dwudziestu stopniach. A jako, że rezydował w Londynie, takowe morzy mu nie groziły. No, ale nie odbiegając zbytnio od tematu. Szli ramię w ramię, ale tylko ona mówiła. Draco palił papierosa za papierosem, skupiając się na tych wszystkich informacjach, którymi był zarzucany. Brakowało konkretnego powiązania z jego ojcem, jednak i tak zabójstwo Notta stanowiło ciekawy obiekt rozmowy. Słuchał w milczeniu, spoglądając na wszystko wokół, tylko nie na nią.
    Zbyt łatwo przyszło mu zaakceptowanie Gryfonki kręcącej się wokół niego. Teoretycznie chodziło o jego ojca, ale i tak zdawał sobie sprawę, że powinien bardziej opierać się przed jej towarzystwem. Szlama. Szlama. SZLAMA. Cholera, Malfoy. Nawet w twoich myślach nie brzmi to tak przekonywająco jak kiedyś.
    - Problem w tym, że nie ma tego sztyletu. Bo to o niego wszystko chodzi. Jeśli znalazłabym taki, mogłabym przekonać przełożonych do wznowienia śledztwa twojego ojca, miałabym coś więcej niż tylko moje domysły. Nie zgodzą się jednak tego zrobić bez konkretnego dowodu - powiedziała, kończąc cichym westchnięciem.
    Zatrzymał się gwałtownie i spojrzał na nią.
    - Granger, ustalmy coś na samym początku. Nie chcę by znów zainteresowano się tą sprawą - powiedział twardo.
    Również przystanęła, kierując na mężczyznę zaskoczone spojrzenie. Rumieńce od zimna przeistoczyły się w rumieńce złości, choć niewprawne oko nie byłoby w stanie tego dostrzec, bo w końcu zmiana kryła się w orzechowych oczach kobiety.
    - To po co ja tu jestem? Myślałam, że ci zależy na rozwiązaniu tej sprawy - syknęła. Och, znów miała ochotę mu przywalić.
    Wypuścił dym papierosowy i znów rozpoczął powolny spacer. Ujrzał przed sobą pierwsze drzewa parku.
    - Zależy. Nawet nie wiesz jak bardzo - odparł spokojnie. - Główkowanie nie jest takie trudne, a ty podobno jesteś w tym całkiem niezła.
    Zacisnęła usta w wąską linijkę, powstrzymując się przed przywaleniem mu z pięsci w ramię. Zarozumiały dupek. Wrrr. Jak ona go nienawidziła. Zastanowiły ją jednak słowa mężczyzny. Przez dłuższą chwilę oboje milczeli.
    - Nie chcę by wiele osób kręciło się przy tej sprawie. Nie dopóki nie znajdziemy naprawdę dobrych poszlak. Dość dużo czasu wszyscy się interesowali tym kto jest mordercą. A rozgłos wcale nam nie pomoże - wyjaśnił. Bezwiednie zaczął używać liczby mnogiej. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, że musi natychmiast przestać, bo brzmi to dziwnie normalnie. A oni nie mogli mieć normalnych relacji. I to nie tylko dlatego, że nie powinni.
    - Dobrze. Ale sama sobie nie poradzę - powiedziała, przystając na jego prośbę. Pal licho, że nie brzmiało to jak prośba. Musiała nauczyć się, że ten typ tak ma. I wymaganie używania magicznych słów (nie dosłownie naturalnie) jest równie skuteczne co rzucanie grochem o ścianę.
    Uśmiechnął się krzywo, w stylu dawnego Malfoy'a. Pojawił się też ten charakterystyczny błysk w oku, który wcale nie odbierał mu uroku, a wręcz przeciwnie. Noż cholera. Jako siedemnastolatka z wariującymi hormonami potrafiła to ignorwać, tak więc tym razem nie będzie gorsza!
    - Panna Wiem Wszystko Najlepiej nie da rady czegoś zrobić sama. Dlaczego nie nagrałem tego? - zaśmiał się. I to wcale nie złośliwie. W ogóle nie z przekąsem. Nie Malfoyowato. Dziwne. Naprawdę podejrzane.
    - Zamknij się, Malfoy - mruknęła, splatając dłonie na piersiach i wbijając zezłoszczone spojrzenie przed siebie. Drzewa, ławki, śnieg. Drzewa, ławki... I tak dalej. O proszę. Parka obściskująca się koło grubego pnia, najwyraźniej nie zwracająca uwagi na mróz.
    Ignorowała go uparcie, a on mógł otaksować sylwetkę młodej kobiety uważnym spojrzeniem. Lubił ją wkurzać, zauważył to jeszcze w szkole. Kiedyś dla poklasku. Dla bólu pojawiającego się w jej oczach i tego poczucia bezradności bijącego od niej gdy nie mogła mu w żaden sposób zaszkodzić. Teraz dostrzegł, że rumieńce złości na jej twarzy są zdecydowanie bardziej interesujące.
    Malfoy, opanuj się. Zaraz stwierdzisz, że ta szlama jest ładna.
    Kiedy to akurat była prawda, musiał to przyznać. Wewnętrzny głosik coś nie kwapił się by go poprzeć. Prawdopodobnie to echo dawnych idei wpajanych mu od najmłodszych lat teraz dawało o sobie znać. No tak, ktoś powinien zadbać o tym by nie zapomniał o wszystkim. Właściwie to dziwne, że szlama może być atrakcyjna. Wróć. Cała złożona z mugolskiej krwi i... Rzęsy rzuciły długie cienie na jej zaróżowione od mrozu i emocji policzki, a jego próby naprowadzenia się do prawidłowego stanu wzięło w cholerę.
    Jak nic zamkną cię w pokoju bez klamek.

    Mogliby tak obejść cały park, jednak nie widział w tym większego sensu. Dlatego też usiadł na ławce. Cisza między nimi przedłużała się, a każde krążyło myślami w własnym kierunku. Zamyślona Hermiona dopiero po chwili dostrzegła jego nieobecność przy sobie i musiała się wrócić kilka kroków. Usiadła tuż obok.
    Prawdziwa przyjaźń to taka, kiedy można razem milczeć. Kiedy brak słów w niczym nie przeszkadza, a i tak czuje się, że druga osoba jest blisko. To taka, gdy jedno spojrzenie potrafi przekazać więcej niż tysiące zbędnych słów. Ta dwójka może przyjaciółmi nie była, ale aktualnie znajdowali się na poziomie gdy jednego nie krępowało milczenie drugiego. Choć w sumie... Może to po prostu z powodu tego, że nie irytowali się wzajemnie zjadliwymi uwagami? Wszakże dość długo byli dla siebie bliscy. Każdy ma jakieś granice uprzejmości, a prawdopodobnie ich znajdowała się już bardzo blisko.
    - Czego właściwie oczekujesz ode mnie? - spytał, pocierając skostniałe od zimna dłonie. Czyli jednak było grubo poniżej zera stopni na minusie. Był już wieczór. Nie miał bladego pojęcia ile już tutaj siedzieli, najzwyczajniej w świecie milcząc. Należało to jednak przerwać, chciał już wrócić do mieszkania i tam napić się drinka, usiąść przed płonącym kominkiem i zacząć się wkurzać na Frędzla.
    - Chciałabym dowiedzieć się wszystkiego, co wiesz - powiedziała cicho, niepewnie unosząc wzrok.
    Nie patrzył na nią. Stalowe tęczówki mężczyzny wpatrywały się w dal, dziwnie nieobecne. Tylko zmarszczone brwi znaczyły o tym, że usłyszał jej słowa. Wstrzymała oddech, nie wiedząc czego się spodziewać. Tak wiele zależało od jego odpowiedzi. Właściwie to wszystko.
    Dopiero po kilkunastu sekundach przypominających wieczność, odezwał się.    
    - To zajmie nam kilka wieczorów. - Powstrzymała pisk szczęścia i odruch radości nakazujący jej rzucić się na jego szyję z podziękowaniami. O nie. Trochę godności, Hermiono. Wyściskasz Rona kiedy wrócisz już do domu. Na pewno się ucieszy takim przejawem entuzjazmu z jej strony. - Mam dość sporo artykułów z tamtych czasów, prowadziłem nawet swoje własne śledztwo. Będziesz mogła to przejrzeć.
    - Dobrze. Może jutro? Chciałbym jak najszybciej to rozpocząć - zaproponowała.
    Pokręcił głową.
    - Mam nocny dyżur, za trzy dni. Adres znasz. Ale, Garger... - zaczął, dziwnie poważnym głosem. Nie spuszczając z niego wzroku, skinęła głową na znak, że słucha. - Żadna z rzeczy, którą ci pokażę nie opuści mojego mieszkania. Także wszystkie twoje notatki tam zostaną. Nikt nie może wiedzieć o tym, że ta sprawa znów jest otwarta - zastrzegł. Ostry, stanowczy ton. Arystokrata w każdym calu. Dokładnie taki jakiego zapamiętała. Urodzony by rządzić i wydawać rozkazy.    
    Nie podobało jej się to, jednak z niechęcią zgodziła się.
    - Ach, jeszcze jedno. Mam ten sztylet, którego szukasz.

_____________odautorsko________

Roksanie

3 komentarze:

  1. [Blog dodany do Katalogu, pojawi się w Aktualizacji 016]

    Tajemniczy Ogród

    OdpowiedzUsuń
  2. Przypadkiem natrafiłam na Twojego bloga a że jestem miłośniczką dramione nie mogłam się oprzeć.
    Wspaniale napisana historia i w ogóle ciekawa i intrygująca sytuacja.
    Jakoś współczuje Hermionie, że wpakowała się w podobną sytuacje.
    No i jeszcze to śledztwo z Malfoyem.
    Ciekawa jestem co z tego wyniknie.
    proszę powiadom mnie o nowej nocte z przyjemnością tu jeszcze zajdę.
    powiadom na: http://niewolnicy-przeznaczenia.blogspot.com.
    znalazłaś we mnie wierną czytelniczkę;d

    OdpowiedzUsuń
  3. Blog został dodany do katalogu do aktualizacji #12
    Devirose
    (posegregowane.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń