~EIGHT~


    - I mówisz mi to dopiero teraz?! - wydarła się.
    Brawo, Hermiono. Zajęło ci blisko jedenaście lat by przekonać Malfoy'a by podczas rozmowy nie nazwał cię szlamą i od razu na niego wrzeszczysz. Nie ma to jak porywczością zaprzepaścić szansę na rozwiązanie sprawy, a być może nawet dwóch. Nie obraź się, nie obraź się, Malfoy, do cholery jasnej, ty tchórzliwa fretko, nie obraź się...
    Jasna brew mężczyzny powędrowała w górę. Spoglądał na nią z dziwną mieszanką wymalowaną w oczach. Po części rozbawienie, wymieszane jednak z zirytowaniem. Powstrzymała się by mu nie przywalić. Mało prawdopodobne by zniósł i to, a akurat wolała nie przeciągać struny. Wypuściła tylko świszcząco powietrze przez zęby, starając się nie pamiętać jak bardzo drażni ją gdy wielki i wyniosły Pan Arystokrata traktuje ją jak małą dziewczynkę. I nawet jeżeli tak się zachowywała, to nie miał żadnego prawa jej o tym przypominać.
    Nie skomentował nawet jej wybuchu. Zrozumiała, że ma niepowtarzalną okazję pominąć ten temat i nie wracać do niego więcej. Ugh... Powiedzmy, że rozumiała jakimi powodami się kierował. W końcu specjalnym zaufaniem to ta dwójka siebie nie darzyła.
    - No dobrze, to za trzy dni pojawię się wieczorem u ciebie w domu - powiedziała już spokojniej. Jak to jest, że on potrafi panować nad emocjami w każdym momencie, a jej to sprawia tak wielką trudność?
    - Pamiętaj, Granger. Nikt nie ma się dowiedzieć. - Wstał i nie zaszczycając jej nawet przelotnym spojrzeniem poszedł w swoją stronę, kończąc rozmowę.

    - Emily, to niesamowite. Zdaję sobie sprawę, że Malfoy będzie mi wisiał nad głową cały ten czas i obserwował każdy mój ruch. To idiota i ostatni cham, ale nawet on mi tego nie popsuje. Rozumiesz jak bliska rozwiązania tego jestem? - trajkotała jak najęta. Skoro nie mogła o niczym powiedzieć Ronaldowi (pomińmy w tym momencie, że to kolejna cegła w wzrastającym murze dzielącym ich), to koniecznie musiała się komuś wygadać. A Emily była idealną powierniczką. Należało tylko wyjaśnić kilka rzeczy z czasów szkolnych, ale to było jeszcze przed nimi. - To znaczy. Dopiero zaczynam, no i właściwie nie wiem co takiego znajdę u niego. Ale to i tak wielki krok! Będę miała więcej informacji niż ktokolwiek z Departamentu! - ekscytowała się.
    Susan była u babci na weekend, tak więc mogły spędzić sobotnie przedpołudnie razem. Nie było co liczyć na to, że wieczorem gdzieś razem wyjdą - każda chwila gdy niesforna siedmiolatka wybywała z domu była idealną okazją dla Emily na spotkanie z Zabinim. Nawet jeżeli Hermiona nie do końca rozumiała tą całą miłość, nie przeszkadzało jej to w akceptowaniu związku przyjaciółki. W przerwach pomiędzy zajadaniem trzeciego kawałka szarlotki panna Granger relacjonowała Emily wydarzenia z ostatnich dni.
    - Wytłumacz mi, dlaczego właściwie tak nie lubisz Dracona? - spytała, oplatając chłodnymi dłońmi kubek z parującą zieloną herbatą. - Spotkałam go kilka razy i nie był jakoś specjalnie przerażający. 
    I tu nadchodził ten trudny momen, kiedy należało przypomnieć sobie o latach szkolnych. Chwilach gdy z złośliwym, pełnym zadowolenia uśmieszkiem nazywał ją szlamą. Kiedy obrażał przy wszystkich i niewielu w ogóle obchodziły jego raniące słowa. Wieczorach gdy poprzysięgała zemstę, obiecując sobie, że nigdy nie wyleje przez niego nawet pojedynczej łzy. Dotrzymała słowa. Nie pozwoliła by którekolwiek z jego szyderstw ją dotknęło.
    Odchrząknęła, unosząc niepewnie wzrok. Nie lubiła wracać akurat do tych wspomnień. Z Hogwartu wolała pamiętać zgoła inne momenty.
    - Malfoy może i był miły, ale tylko ze względu na Blaise'a. W szkole... No cóż, w szkole był najgorszą szumowiną jaka przemierzała korytarze - przyznała.
    Emily zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Kiedy w końcu się odezwała, pojawił się wielki problem. Bo co właściwie powiedzieć by nie nadszarpnąć jej relacji z ukochanym?
    - Nie mówię, że dramatyzujesz - zaczęła Emily łagodnym głosem - ale nie sądzisz, że gdyby Draco był naprawdę tak zły, Blaise by się z nim nie przyjaźnił?
    I właśnie w tej chwili należało zdecydować co dalej robić.
    - Em, jest coś o czym powinnaś wiedzieć.

    Zapukała do drzwi, oczekując aż panicz Malfoy łaskawie raczy ją wpuścić. I tak była pod wrażeniem. Szlama w jego mieszkaniu. Wybitnie burżujskim sądząc po okolicy. Mało kogo byłoby stać na apartamentowiec w jednym z najdroższych budynków mieszkalnych w Londynie. Ale no tak, mowa przecież o Malfoy'u, którego rodzina nigdy nie musiała się obawiać o coś tak hańbiącego jak bieda.
    Od rana nerwy nie pozwalały jej skupić się na czymkolwiek. Wymyła cały dom, łącznie z wanną i tych paskudnych miejsc kryjących się przeważnie za ogromnymi szafami. Koniec jednak z zalegającymi tam pająkami (swoją drogą czasem brakowało jej możliwości wskoczenia z piskiem na stół i zawołania opiekującego się nią mężczyzny by zabił tą włochatą bestię, ale niestety Rona nijak można było w tą rolę podstawić), teraz całe małe mieszkanko lśniło czystością. Ugotowała nawet obiady na najbliższe trzy dni, łącznie z pysznym ciastem dyniowym przepisu Molly Weasley. Gdyby nie dzisiejsze spotkanie z Emily zupełnie straciłaby zdrowe zmysły. I tak cały dzień robiła wszystko, byle tylko nie myśleć o umówionej godzinie.
    Hermiono, to jest chore. Śpieszy ci się do spotkania z Malfoy'em?
    W końcu jednak tam była i czekała aż otworzy. W ciężkiej torbie przewieszonej na ramieniu znajdowały się wszystkie jej notatki, obserwacje i wszystko co przez ostatnie tygodnie udało jej się zdobyć. Uchyliły się drzwi, a zza nich wysunęła się piękna, ciemnowłosa kobieta. Uniosła z zdziwieniem brwi. 
    - Draco, masz gościa! - zawołała i nie czekając na odpowiedź wyminęła zaskoczoną Hermionę. Czyli żadna nie spodziewała się ujrzeć drugiej.
    Chwilę po tym jak odgłos uderzających o podłogę obcasów umilkł, zza drzwi wyłonił się Malfoy we własnej osobie.
    - W końcu - mruknęła, bez oczekiwania na zaproszenie gramoląc mu się do mieszkania.
    Na gacie Merlina, jak tu było pięknie. Zatrzymała się, a nim zdążyła powstrzymać się, zaczęła przeliczać w myślach ile byłaby w stanie oddać dla tak urządzonego mieszkania. Wszystko nowe, lśniące, zachwycające. Ten tleniony idiota po prostu nie zasługiwał na bycie urodzonym w czepku. Oby tylko karma okazała się być suką i kiedyś mu to odpowiednio wynagrodziła.
    - Malfoy, tu masz wszystkie moje notatki. Czerwony segregator to wszystko to, co ma Ministerstwo. Sekcja zwłok, opinie biegłych, oficjalni podejrzani i poszlaki. Czarny notes to moje notatki, a także spostrzeżenia dotyczące powiązań obu morderstw. W teczce znajdziesz artykuły z gazet na temat zabójstw - wyjaśniała, po kolei wyciągając następne rzeczy z torby. Wydawać by się mogło, że stolik żałośnie zaskrzypiał kiedy to wszystko na nim spoczęło. Odwróciła się w jego stronę, splatając dłonie na piersiach i patrząc na mężczyznę z wyczekiwaniem. - Sztylet. Chcę wiedzieć o nim wszystko. I chcę go dostać - powiedziała stanowczo.
    - Wszystko po kolei - odparł, podchodząc do szafy. Wymruczał ciche zaklęcie i uchyliła się, ukazując zawartość. Wyciągnął duże pudełko, które spoczęło obok rzeczy Hermiony. - Tu jest twoja lektura, Granger.

Kilka godzin później


    Nie zauważyła kiedy minęła trzecia godzina w jego mieszkaniu. Niewiele się odzywali, skupieni na czytaniu wszystkiego co tylko wpadło w im ręce na ten temat. Zmęczone umysły powoli odmawiały współpracy, jednak byli zbyt uparci i dumni by zaproponować chwilę przerwy. Malfoy okazał się być na tyle gościnnym gospodarzem, że przynajmniej dostała coś ciepłego do picia. Kolejna z rzędu zielona herbata nie zapełniła jakoś specjalnie jej domagającego się konkretniejszego posiłku żołądka, nie zamierzała go jednak prosić o cokolwiek do jedzenia. Kiedy tylko wyjdzie, kupi sobie hot-doga w budce, którą widziała niedaleko.
    - Granger, nie pasuje mi tu coś... - rozpoczął, jednak nie dane mu było skończyć.
    Donośne pukanie zatrząsło drzwiami. Usłyszała jak Malfoy mruczy pod nosem coś w stylu: "Co do kurwy nędzy...?", ale zignorowała to, skupiając się ponownie na artykule dotyczącym potencjalnych zabójców Lucjusza Malfoy'a. A przynajmniej tych, którzy mieli sensowny powód by zdecydować się na zabójstwo byłego Śmierciożercy.
    - Zabini?! Co tu robisz o tej...? - I znów coś mu przerwało. Tym razem zamiast pukania było to wtargnięcie wysokiego, ciemnoskórego mężczyzny do środka. 
    - Wiesz co ta suka zrobiła?! Emily wie teraz wszystko o tym co robiliśmy w szkole. Tępienie szlam, klątwy, wyzwiska... WSZYSTKO! - Wydarł się. Draco zesztywniał. - Pierdolona Granger, zebrało jej się na wspomnienia. Em powiedziała, że potrzebuje czasu by to wszystko przemyśleć - dodał z goryczą. Nie od dziś wiadomo było, że takie słowa są łagodniejszą formą zerwania.
    Odetchnął głośno i rozejrzał się dookoła. Nie było zagadką czego takiego poszukiwał. W mieszkaniu Dracona whisky przeważnie była na widoku i w miejscu gdzie łatwo po nią sięgnąć. To coś innego rzuciło mu się w oczy.
    - TY! - Po kilku sekundach zaskoczenia doszło do niego, że to wcale nie jest omam, a była Gryfonka faktycznie siedziała oparta o kanapę z plikiem dokumentów w dłoni i kilkoma kolejnymi kartkami leżącymi obok, na podłodze. Nim zdążył jednak ruszyć w jej stronę lub wymyślić wystarczająco obraźliwe przekleństwa, silne ramiona Dracona chwyciły go i stanowczo wypchnęły za drzwi. Zatrzasnęły się za nimi, ale i tak słyszała krzyki.
    Nie drgnęła ani o centymetr. Nie wiedziała właściwie co powinna zrobić. Przeprosić? A może raczej podziękować Malfoy'owi za załatwienie tej sprawy? Była zbyt ogłupiała, a świadomość, że to ona przyczyniła się do rozpadu związku jej przyjaciółki, potwornie bolała. Po chwili wrócił Draco.
    - Granger, coś ty jej nagadała?

    Stukot szpilek odbijał się echem od wypolerowanej podłogi, wybijając równy, miarowy rytm. Kobieta w długiej, granatowej sukni pewnym krokiem zmierzała w stronę ogromnej sali balowej z której dochodziły dźwięki muzyki wymieszane z gwarem rozmów. Ogromne dębowe dwrzi otworzyły się przed nią, ujawniając wnętrze wypełnionymi ludźmi pomieszczenia. Mężczyźni w garniturach od najdroższych projektantów, kobiety w podkreślających zarówno zgrabne sylwetki jak i grubość potrfela ich mężów sukienkach. W dłoniach kieliszki z winem bądź szampanem, na półmiskach wykwintne dania. Tak się bawi szlachta, proszę państwa.
    Był też i ON. ON wcale nie był urokliwy, nie był też szczególnie zabawny. Miał jednak to coś w oczach, co na kilometr informowało, że jest jednak piekielnie ważną postacią, siejącą zament i grozę wśród przeciętnego pospólstwa. Wiele osób spoglądało w jego stronę z obawą pomieszaną z szacunkiem. Nieliczni jednak zdecydowali się podejść i osobiście pozdrowić, pozwalając sobie na kilka uprzejmych słów. Był sam, spoglądając na tańczące walca pary. Zmrużone oczy, ściągnięte mocno ciemne brwi; bawił się kieliszkiem, zadumany i wycofany z zabawy. Odetchnęła głębiej i uśmiechnęła się promiennie. A raczej zmusiła się do uśmiechu, przypominając sobie jak wiele mu zawdzięcza. Jak wiele bransoletek, kolczyków, pierścionków i kolii przyśle jej następnego dnia jeszcze nim uchyli zielone oczy. Poprawiła nerwowo włosy. Chciał by zawsze wyglądała perfekcyjnie. Żądał także od niej obycia i nienagannych manier. Ale przecież od tego tu była, prawda? Miała uwodzić w tańcu, rozbawiać zdawkowymi zdaniami, prowadzić interesujące rozmowy na poziomie i dobrze prezentować się u jego boku.
    Nie był tacy jak inni mężczyźni, którzy płacili jej wcześniej. Przyzwyczaiła się do bogaczy rekompensujących sobie brak wzrostu, urody i włosów towarzystwem pięknej młodej kobiety, udającej, że jest wniebowzięta ich zainteresowaniem. Bo właściwie była. W chwili gdy pieniądze wpływały na jej konto. Teraz jednak było inaczej. Poprzedni wzbudzali w niej żal, litość, a być może nawet coś na kształt wstrętu. Jego się bała. Bała się jego wiedzy, wpływów i znajomości. Bała się jego silnych rąk gdy zaciskały się wokół jej talii w tańcu. Wiedziała, że by jej nie uderzył, ale i tak... Za każdym razem, z każdym kolejnym słowem uświadamiał jej, że jest niczym więcej tylko pionkiem w jego grze. Surowe szare oczy nigdy nie spojrzały na nią z czułością, nie sądziła też by się do niej przyzwyczaił. W każej chwili mogła wylądować na bruku jak przeciętna szmata. Na razie jednak była przydatna i to w niej cenił.
    - Przepraszam za spóźnienie, ale mam to, o co prosiłeś - powiedziała, podchodząc bliżej. Spojrzał na nią, nie wysilając się nawet na otaksowanie wzrokiem jej sylwetki. Tyle czasu spędziła strojąc się, i to tylko dla niego, a on nawet nie zauważył. Sięgnęła do torebki i wyjęła mały pakunek.
    - Doskonale, moja droga - odparł, a brytyjski akcent na chwilę zniekształciła dziwna nuta. Schował do kieszeni jej zdobycz. - To jednak nie wszystko.
    Zamarła. Nie chciała dłużej mieszać się w tą sprawę, miała dość lawirowania pomiędzy dwoma mężczyznami. Co prawda jeden był pracodawcą, a drugi zleceniem, jednak wciąż... To wszystko komplikowało się coraz niebezpieczniej.
    - Myślałam, że to koniec, chciałeś tylko... - zaczęła, choć jeszcze nim padły jej pierwsze słowa, wiedziała, że nie uda się jej odmienić jego myśli.
    - Wiem, czego chciałem. A ty nie musisz wiedzieć wszystkiego od razu.
    Spuściła wzrok, zaciskając nerwowo pięści. Potrzebowała go, tak bardzo. Wręcz rozpaczliwie. Nie mogła odmówić, wiedząc z czym wiąże się jej bunt. Wyczuł jej wahanie. Był jak drapieżnik szukający ofiary. Każdy słaby punkt, każda ułomność. Widział wszystko.
    - To tylko zadanie. Nie wymagałem, byś szła z nim do łóżka. Nie obchodzi mnie, czy się przyjaźnicie. Malfoy to cel, a ty nie zapominaj kto ci płaci. Zdobędziesz dla mnie wszystko, czego zapragnę. 
    Skinęła głową. Ostatni raz. A potem odejdzie. Może nawet wyjedzie, pewnie gdzieś na południe. I zapomni o tym wszystkim. Bo jak dotąd przeszłość nie pozwalała jej zmrużyć spokojnie oka. Wyciągnął dłoń w jej stronę.
    - A teraz, mia bella Monica, zatańczmy.