~FOUR~

    Talerz spadł z hukiem na podłogę. Sałata i kawałki pomidora wylądowały pod stołem, ale nawet nie drgnęła by pozbierać rozrzucone jedzenie. Ukryła twarz w dłoniach, starając się oddychać głęboko. Na nic to jednak. Przestąpiła ostrożnie nad rozbitym szkłem i usiadła na jednym z wysokich krzeseł. Nieobecny wzrok wbity był w bliżej nieznany punkt, a ona krążyła myślami daleko poza maleńką kuchnią. Westchnęła dopiero po kilku minutach, zdając sobie sprawę co się stało. Przeklęła w myślach swoją nieostrożność. Brawo Hermiono. I po co wmawiałaś sobie, że uda ci się nie przenosić pracy do domu? Ile razy zapewniałaś Rona, że życie zawodowe nigdy nie wpłynie na ciebie w takim stopniu? Przecież od początku wiedziałaś, że to się nigdy nie uda. A może byłaś tak przekonująca, że w pewnym momencie nawet sama uwierzyłaś we własne słowa? Bzdury, wierutne bzdury. Bo niby dlaczego teraz wciąż wspominasz słowa zapisane na lekko przyżółkłym już papierze? Dlaczego pamiętasz każde słowo? I dlaczego do jasnej cholery tak bardzo chcesz rozwiązać tą sprawę? Obie dobrze wiemy, że nie z powodu chęci udowodnienia wszystkim, że potrafisz rozwiązać sprawę, której ani o cal nie ruszyli najlepsi przed tobą.
    Późne popołudnie, niby takie samo jak wszystkie inne. Ginny wysłała zaproszenie by wpadła wieczorem pogadać. Miały ustalić co kupują rodzicom Rona na Święta i wspólnie złożyć się na prezent. A także przy okazji poruszyć typowo babskie tematy, których Harry czy Ron nigdy nie zrozumieją. Karteczka leżała na jednym z regałów, bezskutecznie domagając się choć odrobiny zainteresowania ze strony Hermiony. Niestety, dziś tylko wybrane kartki mogły liczyć na jej uwagę. Pół nocy przesiedziała w Ministerstwie Magii, wracając do domu dopiero nad ranem. Wzięła szybki prysznic, przebrała się i wróciła do starych archiw. Kolejne kilka godzin spędziła pomiędzy zakurzonymi regałami, dopóki Bart nie wyrzucił jej z pracy, odgrażając się, że jeśli jeszcze ją dziś zobaczy z jakimiś teczkami w ręku, wyśle ją na przymusowy urlop. Tak więc krążyła po mieszkaniu, zastanawiając się co takiego się stało cztery lata temu. Zdążyła przeczytać akta już kilkanaście razy, ale wciąż miała wrażenie, że coś istotnego jej umykało.
   
    - Hermiono, daj sobie spokój. Ta sprawa była głośna cztery lata temu. Najlepsi próbowali, ale nic nie znaleźli. Jak to się stało, że nic o tym nie słyszałaś? - spytała Ginny, rozkładając talerze. Harry i Ron lada moment mieli wrócić, ale zostało im jeszcze kilkanaście minut do kolacji. Mogły więc spokojnie porozmawiać i omówić wszystko co dręczyło pannę Granger. Tylko o nieporozumieniach z Ronaldem nie mogła mówić.
    - Byłyśmy wtedy razem na siódmym roku, skupiłam się na nauce. Poza tym Malfoy'a nie było w szkole więc plotki nie krążyły po szkole - odpowiedziała. Zbyt wiele razy roztrząsała jak to się stało, że morderstwo Lucjusza umknęło jej czujnej uwadze. A może słyszała, tylko nie chciała zapamiętać wzmianki o jego śmierci? Tak wielu zginęło podczas bitwy o Hogwart. Wolała nie myśleć o tym ile osób jeszcze biorących w niej udział miało pożegnać się z tym światem przedwcześnie.
    - Dlaczego to ruszasz teraz? Odpuść. Tylko rozdrapujesz stare rany - dodała rudowłosa, sięgając po czajnik w którym wrzała już woda. Zalała dwie zielony herbaty i ustawiła obie na stole, jedną podsuwając przyjaciółce. - Malfoy był ważną osobą, nawet jeśli stracił sporo po porażce Voldemorta. Gdyby były jakieś wskazówki, na pewno ktoś by je dostrzegł. - Młoda Wealsey'ówna próbowała stopować zapał Hermiony, jednak wymalowane w ciemnobrązowych oczach zacięcie wyraźnie świadczyło, że efekt był bardzo daleki od zamierzonego.
    - No tak, ale minęło trochę czasu, więc niektóre znaki będą bardziej wyraźne - powiedziała z przekonaniem. - I nie wywracaj oczami! - zawołała, rzucając w Ginny jednym z ciastek leżących na talerzyku. Oburzona Ruda odpowiedziała tym samym, ale mimo zaciętej walki na czekoladowe słodkości, na twarzach obu pań wymalowane były wesołe uśmiechy. Dobrą zabawę przerwało im dopiero wejście dwóch panów, nieco zaskoczonych podobnym widokiem.
    - Tyle jedzenia marnujecie - jęknął Ron, wywołując tym samym salwę śmiechu u pozostałej trójki.
    Hermiona szybko posprzątała cały bałagan, wyrzucając porozrzucane kawałki ciastek do kosza. W tym czasie Ginny mieszała podgrzewany sos. Panna Granger skorzystała z okazji i nachyliła się nad przyjaciółką, szepcząc jej do ucha prośbę.
    - Tylko nie mów Ronowi czym się aktualnie zajmuję.

    Drzwi zatrzasnęły się za gośćmi i Harry wylądował z głośnym westchnieniem na kanapie w ich domu. Niewielki, ale w pełni własny. Wybraniec kupił go zaledwie pół roku temu za część jednej z piramidek złota usypanych w jego skrytce w banku Gringotta. Przez blisko sześć miesięcy biegali razem po sklepach, kupując zarówno wszystkie meble, jak i najdrobniejsze bibelotki. Wili wspólne gniazdko, snując przy tym plany na przyszłość. Wybrali nawet imiona dzieci, ustalając, że zatrzymają się gdzieś w połowie pomiędzy wielką rodziną Ginny i jej licznym rodzeństwem, a byciem jedynakiem. W chwili obecnej oscylowali w trójkę, maksymalnie czwórkę dzieci. Butelka napoczętego czerwonego wina wciąż była do połowy pełna. Ron oznajmił, że nie pije bo jutrzejszego ranka musi wcześnie wstać, a Hermiona nigdy nie przepadała za alkoholem, nawet tak subtelnym. Sięgnął po dwa kieliszki i rozlał wino do nich, odstawiając szkło na chwilę na stolik. Kiedy tylko Ginny skończyła rzucać zaklęcia sprzątające, opadła na sofie tuż obok niego. Wtuliła się w Harry'ego, przymykając na chwilę oczy. Uśmiechnęła się lekko kiedy podczuła jak jego dłoń powoli sunie po rudych włosach, przeczesując je i gładząc.
    - Co cię dręczy? - spytał. Spięła się lekko, ale szybko udobruchał ją przyciągając bliżej siebie. - Cały wieczór byłaś spięta.
    Sięgnęła po wino, biorąc łyk alkoholu. Przez kilka sekund milczała, wpatrując się w ciemny burgund.
    - Obiecałam Hermionie, że Ron się nie dowie. Dlatego nie możesz mu nic powiedzieć - powiedziała, unosząc wzrok. Na twarzy Harry'ego odmalowało się zdziwienie i wahanie. Skinął jednak głową, przystając na jej prośbę. Odetchnęła głębiej, zebrała myśli i opowiedziała mu o wszystkim.

    To nie było jedno z tych miejsc do których może wejść każdy. Przeważnie przed klubami o tej porze w piątkowe wieczory tworzyła się długa kolejka gotowych na podryw mężczyzn i skąpo ubranych kobiet, naiwnie liczących na to, że kawałek odkrytego ciała przekona bramkarza do wpuszczenia ich. I właściwie to miały rację, gdyż przeważnie się udawało. Tu jednak żadnej kolejki nie było. Tylko jeden, ubrany w elegancki garnitur mężczyzna stał przy drzwiach, witając dobrze sobie znanych klientów. Kiedy wysoka postać jasnowłosego mężczyzny wyłoniła się z mroku, ochroniach odsunął się od drzwi i skinął uprzejmie głową.
    - Witam ponownie, panie Malfoy. Udanego wieczoru - powiedział niskim głosem, przepuszczając go.
    - Dziękuję, Simon - odparł, wchodząc do środka.
    Panował tu przyjemny półmrok, kryjący skutecznie grzeszne twarze przed ciekawskimi spojrzeniami. Czerwone światło padało na parkiet, gdzie kilka splecionych ze sobą par tak blisko, iż trudno było odróżnić w którym miejscu kończy się jedno ciało, a zaczyna drugie, kołysało się w wolnym rytmie nastrojowej muzyki. Z dala od ogarniętych subtelnym pożądaniem, na wygodnych, skórzanych kanapach zasiadali ważni klienci, obsługiwani przez kusząco ubrane kelnerki, regularnie przynoszące im najdroższe drinki i alkohole z najwyższej półki. Pozdrowili Dracona, a on odpowiedział im podobnym gestem. Pokręcił jednak głową kiedy usłyszał zaproszenie. Nie zamierzał dzisiejszego wieczoru do nich dołączyć. Miał nieco inny cel niż poważne rozmowy na istotne tematy.
    - Whisky z lodem. Dwie kostki - zamówił u barmana, który chwilę później podsunął mu szklankę z bursztynowym płynem. Upił łyk, delektując się wyrazistym smakiem. Odwrócił się od lady barowej, obserwując wszystko co działo się w klubie. Kilka samotnych kobiet zerkało na nich z ciekawością, jednak nie zwrócił na żadną z nich większej uwagi. Kokietowały go ilekroć tutaj przychodził. I czasem nawet którejś udało się zaciągnąć go do łóżka, wykorzystując wyjątkowo podły nastrój Malfoy'a. Dziś też chciał pozwolić odpocząć myślom. Ale przede wszystkim dobrze się zabawić.
    Była i Ona. Widział ją ostatnio kilka miesięcy temu. Wtedy jednak pozostawała nieuchwytna, zniknęła nim zdążył dowiedzieć się kim była. Kilka razy pytał nawet o nią znajomych, zainteresowany niebanalną urodą nieznajomej. Nikt jednak nie słyszał o niej ani słowa. W końcu zapomniał. A teraz wróciła. Osamotniona na parkiecie, powoli poruszała biodrami, sącząc czerwone wino. Długie czarne włosy spływały kaskadą łagodnych fal na szczupłe plecy, a idealne ciało podkreślała czarna, ściśle przylegająca do ciała podkreślała idealne, kobiece kształty. Spojrzała wprost na niego i przez kilka sekund jego stalowoniebieskie tęczówki wpatrywały się w jej ciemne oczy. Rozchyliła lekko czerwone usta i, kokieteryjnie przygryzając dolną wargę odwróciła się do niego plecami. Uśmiechnął się lekko i dopił swoją whisky. Pusta szklanka została z niemal bezlitosną siłą odstawiona na blat. Wstał, pewnym krokiem idąc w jej stronę.
    Dłonie mężczyzny oplotły szczupłą talię kobiety. Przez sekundę nie wątpiła kto odważył się do niej podejść. Odwróciła się w jego stronę, patrząc na niego z nieskrywanym pożadaniem bijącym z spojrzenia ciemnych oczu. Seksualne napięcie między nimi było wręcz namacalne. Żadne słowa nie padły. Nie chcieli znać swoich imion, wiedzieć o sobie czegokolwiek. Wystarczyła im świadomość, że ta noc należy do nich.

    Zamknął kopniakiem drzwi, gdy jego ręce łapczywie poznawały zakamarki ciała kobiety. Zrywała z niego koszulę, nie przejmując się drogim materiałem czy chociażby zwykłą ludzką przyzwoitością. Strzępki jasnego materiału wylądowały chwilę później na podłodze. Przycisnął ją do siebie, spijając z ust namiętne pocałunki. Olśniewająca sukienka podwinęła się już na wysokość bioder. Na oślep podążali ku jego sypialni, choć łóżko nie stanowiło priorytetu, byle mieli choć skrawek miejsca tylko dla siebie. Na jego szyi pozostawiała ślady czerwonej szminki, szukając dłońmi klamry paska.
    Wylądowała miękko na satynowej pościeli, już pozbawiona drogiej sukienki. Jedynie koronkowa, czarna bielizna skrywała ostatnie tajemnice jej ciała, oddziałowując na podnieconego Dracona bardziej niż gdyby widział ją nagą. Dżinsy mężczyzny dołączyły do porzuconych warstw jego kochanki. Przewróciła go na plecy, siadając okrakiem na biodrach Malfoy'a. Uśmiechnęła się zadziornie wyczuwając jak jej pragnie. Obdarowała jego tors pocałunkami, wędrując ustami w dół.
    Czuł jak jej paznokcie wbijają się w jego plecy. Słyszał spazmatyczne jęki, których już nawet nie próbowała tłumić. I okrzyk rozkoszy kiedy dotarli razem na szczyt.

    Rona nie było. Wyszedł z samego rana, nawet jej nie budząc. Wiedziała, że wróci dopiero późnym wieczorem. Nie wtrącała się w sprawy związane z sklepem. Pomoc George'owi najwyraźniej sprawiała przyjemność jej narzeczonemu. Początkowo myślała, że robi to tylko po to by dotrzymać towarzystwa starszemu bratu. W końcu nie łatwo było pogodzić się z stratą najbliższego przyjaciela i bliźniaka zarazem. Po pewnym czasie pojawiły się jednak myśli, że Ronalda stać na nieco więcej. Starała się nie naciskać, choć nie przychodziło to łatwo. A dziś podobno mieli ważną rozmowę na temat otworzenia nowej filii w Hogsmeade, dlatego nie spodziewała się ukochanego zbyt szybko.
    Miała wobec tego dość dużo czasu by porozmawiać z... No właśnie, całą zagadką, której nie można było odkrywać była tajemnica, z kim panna Granger zamierzała przeprowadzić ważną rozmowę. Adres zdobyła poprzez zajrzenie do kilku papierków, teoretycznie będących dla niej zakazanymi. Ale o tym sza... Nie lubiła łamać zasad, choć czasem sytuacja wymagała poświęceń.
    Stała przed drzwiami i wahała się. Jeśli zapuka, a on otworzy, co mu powie? No dobrze, była Hermioną Granger. Oczywistym było, że przygotowała sobie przemowę idealną. Taką, której nie można niczego zarzucić. Taką, która przekona go do współpracy. To zeznań Dracona brakowało w aktach i miała przeczucie, że kiedy je zdobędzie, dowie się czegoś więcej. Nie wiedziała dlaczego zaginęły, wszakże w dalszych notatkach były one wspominane. Najbardziej oczywistą odpowiedzią była ta właściwa - to sam Draco zabrał je ze sobą kiedy śledztwo zostało zamknięte i nikomu już nie miały się przydać.
    W końcu zebrała w sobie odwagę. Chciała poznać prawdę, a on jej w tym pomoże. Zapukała.
    Nastała chwila ciszy, kiedy wstrzymywała oddech. Po chwili drzwi otworzyły się i stanął w nich Draco. Nim zdążyła się powstrzymać, zlustrowała go wzrokiem. A na biodrach przewiązany miał jedynie ręcznik, co spowodowało, że na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Natychmiast spojrzała w jego twarz, starając się nie zerkać na nagi tors.    
    - Czego chcesz, Granger? - warknął. No tak, w końcu Malfoy. Czego się po nim spodziewać?
    - Chcę porozmawiać, może ubierzesz się i... - spróbowała cokolwiek powiedzieć, ale przerwał jej.
    - Nie, mów teraz.
    Westchnęła i przeczesała dłonią splątane włosy.
    - W aktach dotyczących śmierci twojego ojca brakowało twoich zeznań i pomyślałam... - Ponownie nie dane jej było dokończyć. Wściekłość, wręcz furia, odmalowała się w jego oczach. Palce zacisnęły się na klamce aż żałośnie zaskrzypiała pod jego uściskiem.
    - Zostaw to Granger. Nie ruszaj tej sprawy. Inaczej coś przypadkiem może ci się stać - wycedził. Nim zdążyła otworzyć usta, zatrzasnął jej drzwi przed nosem.

    Kipiała w nim wściekłość. Jak śmiała?! Ona. SZLAMA! Interesowała się sprawą, którą zamknięto cztery lata temu. Miał nigdy do niej nie wracać. NIGDY! Krzesło było pierwszym co nasunęło mu się pod rękę. Przewrócił je z siłą, ledwie widząc cokolwiek przez czerwone plamy furii przysłaniającymi mu zarówno wzrok jak i zdrowy rozsądek. Otulona w cienką kołdrę kobieta wysunęła się z sypialni.
    - Co się stało? - spytała przyjemnie zachrypniętym, seksownym głosem. Zmarszczyła ciemne brwi, obserwując uważnie blondyna. Przez kilka sekund dyszał ze złości i zdawało się, że nie usłyszał jej słów. Po chwili jednak uniósł wzrok.
    - Wynoś się. - Drgnęła, zaskoczona. - WYNOŚ SIĘ!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz